Rinces

 
Afiliado: 12/11/2008
Nurty to tylko nitki z których wyszywam wam swetry.
Puntos85más
Próximo nivel: 
Puntos necesarios: 115
Último juego

Okiem Natury

Przeraźliwy i cienki krzyk budzika. Próbuje otworzyć oczy. Dzień po woli uwalnia się z uścisku kurtyny nocy.... Stojąca za oknem figlarna sosna otrząsa swe ramiona z kropel wody krótkimi nerwowymi szarpnięciami. Poprzez zamknięte okna czuję uderzający w nie wiatr, o parapet stuka staccato drobnych i ciepłych już kropli, w takiej ilości zwanych potocznie deszczem. Podszedłem do okna i pod kątem około 19 stopni przesunąłem palcem zaczynając od jego górnej krawędzi... Oplątany sznurem wyobraźni próbuję rozszyfrować cóż może oznaczać uczucie swobodnie i szorstko zarazem przepływających przeze mnie dreszczy, nie musiałem się odwracać aby zostać dotkliwie potraktowanym przez niewinną zieloną, małą, okrągłą istotę. Byłem w stanie wyobrazić sobie co wydaje taki dźwięk, jaki dobiegał zza moich pleców. W mojej wyobraźni mała, zielona - żyjąca jeszcze zdeformowana kulka po woli i dokładnie miarowo tryskała z siebie sokiem, gdy cieniutko pod jej skórą dookoła spacerowało długie, srebrne ostrze noża o agresywnie wygiętym przypominającym wiklinę - trzonku. Delikatnie i po woli wokół żyjącej istotki, niczym po krętych schodach... Nieczule i brutalnie. Kulka kompatybilnie zachowująca się biorąc pod uwagę dźwięki jakie były bardziej realne niż kiedykolwiek, została lekko obrzucona płaszczyzną mojego wzroku - kilka ostatnich oddechów. Wiedziałem już że nie jest pozytywnie nastawione na spojrzenia gdy samo wbiło we mnie dwa ostre sztylety swojego wzroku. Już prawie nie było zielone, myśli kremowej już kulki były teraz nieco bardziej kwadratowe... Niemal widziałem powietrze którym oddycha... Teraz było mi wiele lepiej, i z miną która nie wyrażała nic patrzyłem na tępy i purpurowy wzrok i coraz bardziej cyklamenowego ciała - one chyba tak mają - pomyślałem. Mimo wszystko nie byłem już tak bardzo wzruszony nawet wówczas gdy ociekające przezroczystą "krwią" mieniące się w porannym słońcu ostrze przygotowane do egzekucji utonęło w oddychającym jeszcze bezbronnym chłodnym ciele małej kuli... Ostrze noża zamamrotało cicho wyjmując kilka maleńkich, matowych serc koloru jasnobrązowego.

Nie lubię gdy ktoś obiera jabłko....


A Ty potrafisz jej słuchać?

Tamta noc... Miała w sobie tą magię, którą odkrylismy podczas jednej z rozmów pod mokrym od deszczu drzewem, trzęsącym swoimi ramionami na widok ciągle zapalonego światła sterczącej kilka metrów dalej latarni. Sam długo po tym nie mogłem odnależć w sobie na tyle spokoju, aby móc zamknąć oczy i spokojnie zasnąć... Każde spotkanie z Tobą powoduje tak wiele emocji i dreszczów na całym ciele, że ciężko jest to opisać zwykłymi, prostymi słowami.

Z reguły... może nie powinna przeklinać, ale kiedy wyobrażę sobie ją jako kurtyzanę z przeszywającym wzrokiem, czerwonymi ustami, błyszczącymi od wilgoci jeżdżącego po nich, ruchliwego języka.... chciałbym żeby mówiła mi najbardziej wyszukane świństwa.

Chciałbym aby przy mnie zawsze była po prostu sobą, bo tak... chyba będzie najlepiej. 

Nigdy nie staraj się przed niczym postrzymywać... Bo jeśli nie tutaj, to gdzie możesz puścić wodzę swojej wyobraźni na wolność. Jeśli nie na ucho, to gdzie?

Mówisz, że nie wiesz czym jest język, ale lubisz wyobrażać sobie jak Cię piecze. Tak się składa, że akurat uwielbiam pikantne, w każdym możliwym tego słowa znaczeniu, więc możesz być pewna, że nie mam mozliwości, aby to co mi powiesz, było zbyt ostre.  Emocje trzeba umiejętnie dawkować, aby osiągnąć tą określoną przyjemność. A Ty akurat w dawkowaniu tych emocji jesteś dla mnie mistrzynią.

Szkoda, że nigdy nie możemy uciekać, trzymając się kurczowo za rękę w bardziej namacalny sposób. Chciałbym mieć Cię tak blisko i intensywnie, aby co chwilę zachłystywać się Twoją obecnością, drżącymi dłońmi, szklącymi się oczami... aby co jakiś czas brakowało mi powietrza. Chciałbym móc wiedzieć, że w każdej chwili możesz chwycić mnie za ramię, będąc w zielonym swetrzem bez spodni, bez zachamowań, w białej opasce w czarne nuty i klucze wiolinowe.

Jesteś jak zgrabna kreska kokainy, jak bałwan na pustyni, jak truskawki w grudniu. Ale, wiesz co jest najgorsze? Że Ty tego nie wiesz, możesz się tylko domyślać, nawet gdybym setki razy powtarzał Ci to każdego dnia.


Widok Twoich zarysowywujących się przez sukienkę smukłych, melodyjnych kształtów doprowadza mnie do stanu w którym czuję jakbym stracił na chwilę zmysł wzroku i węchu, bo dopiero po chwili czuję unoszący się w powietrzu zapach jakby... świeżo upieczonych ciastek z finezyjnie wyciętą cząstką banana w środku każdego z nich. Czuję cynamon i wanilię... I dopiero po chwili widzę że masz oczy w kolorze tęczy.


Z zamyślenia wyrwały mnie zbliżające się do mnie Twoje delikatne dłonie. Na lewym nadgarstu zapachniał tatuaż - czarny klucz wiolinowy. Uśmiechnęłaś się zalotnie jeszcze raz, i drżącymi powiekami wskazałaś wieszak, na którym powinienem powiesić kurtkę. Niebezpiecznie poklepałaś mnie po ramieniu mierząc mnie wzrokiem od góry do dołu. Uśmiech znikał Ci z twarzy tylko wtedy, gdy ktoś stojący obok mnie starał się odwrócić Twoją uwagę. Pragnąłem doprowadzić do sytuacji w której byłbym o krok od zdarcia z Ciebie tej pięknej, pachnącej sukienki. Lubię ryzykować, ale nie chciałem wtedy ryzykować aż tak wiele, tym bardziej, że nie byłem w stanie określić jak długo będę w stanie powstrzymać się od tego, aby zacząć dawać Ci do zrozumienia jak bardzo pragnę spijać z ust Twoje słowa, jak bardzo Kocham pieścić swoje uszy Twoim szeptem. To miało być zwykłe spotkanie i chociaż w ogóle nie potrafiłem skupić się na tym, na czym powinienem, chciałem tam być, dzielić się z Tobą ziarnami prażonego słonecznika, i tępo odwzajemniać uśmiechy Twoich albo swoich znajomych, których twarze rozmazywałyby się w tle pragnienia poczucia, że jesteś blisko do granic mozliwości. I chociaż ja czułem tą bliskośćm, najbardziej bałem się tego, że przestanę nad sobą panować, bo w powietrzu, na pajęczej sieci wisiała powiększająca się z każdą chwilą niewidoczna kurtyna porządania, a ja co chwilę spoglądałem w górę, czy aby nie spada na nas.


Siedzieliśmy na przeciwko siebie, przy wąskim, dębowym ale długim stole... Wyciagnąłem rękę do przodu, aby zatańczyć na krawędzi ryzyka, które określała w tym momencie tylko i wyłącznie nasza świadomość. Nie chciałem Cię dotknąć, ale chciałem mieć świadomość, żemoże się tak stać...


Jedną ręką jadłem kolejne, letnie już ciastko... Drugą zaś zapuszczałem się coraz głębiej, pod stół... W pewnej chwili wyciagnełaś do mnie dłoń i stało się to czego się bałem, ale o czym jednocześnie marzyłem od samego początku.

Pragnąłem dotyku...


Atłasowa skóra Twojego lewego nadgarstka przylgnęła do mojej dłoni, pod wpływam chwili kurczowo ją na nim zacisnąłem, i po chwili z trudem wyciągnąłem spod stołu patrząc na Twoje wielkie oczy i kropelkę soku pojawiającą się w kąciku Twoich ust, wyciśniętą z kurczowo i agresywnie potraktawanego w Twoich ustach owocu winogronu. Nie chcąc pokazać fascynacji zacząłem popijać emocje pomarańczowym sokiem.


Twój wzrok zatoczył koło wokół mojej głowy, po czym wystrzelił w stronę wsłuchującego się w ciche mlaskanie kogoś z gości, siedzącego na samym końcu stołu z potarganą, siwą grzywką i cygarem w ustach.

Tutaj był każdy.


Nikt o mnie nie pytał, bo z tego co zauważyłem, nie wszysycy ze sobą się znali. Tylko dziwnie na mnie patrzyli. Jedni się uśmiechali, inni uciekali wzrokiem, gdy sami czuli się nim obrzucani... A jeszcze inni patrzyli na mnie na tyle długo, że zdązyłem pomyśleć, że chcą mi o czymś powiedzieć.

Wziełaś w ręke lampkę wina i odruchowo wyciagnełaś ją w moją stronę, ale... nic więcej oprócz tego przeszywającego wzroku, błysku w oczach i ukrywaną radością w kolorze policzków i powiek. Usiadłaś po chwili, a ja znowu zaczałem pragnąć Twojego głosu.


Chciałem Cię zawstydzić a później wycałować każde drżące miejsce Twojego ciała.
W pewnym momencie zaczełaś bawić się jednym z kolczyków, który owijany wokół palca wystrzelił niczym z procy i wpadł pod stół.
- Przepraszam, kolczyk. - Mruknęłaś
Po czym wyszłaś ze swoją torebką pod stół i zaczęłas go szukać.
Po chwili złapałem uścisk na swojej dłoni..., byłem tak zafascynowany, ale przecież nie mogłem dac po sobie poznać, że cokolwiek dzieje się pod tym stołem.
Zaczęłaś przesuwać czymś po mojej dłoni po czym poczułem pocałunek na nadgarstku i delikatnie oddalające się od niej Twoje ciepło.
Wyciągnąłem rękę spod stołu i zobaczyłem napisane na niej czarną kredką do oczu...
"Posłuchaj mnie jeszcze raz, tak jak wcześniej".


"Okulary, których nie powinieneś zakładać."

Zanim zaczniesz to czytać, chciałbym Cię uświadomić, że powinnaś/eś potraktować tekst z lekkim przymrużeniem oka. Po drugie, nie ruszy mnie, gdy napiszesz, że jestem wielkim znawcą kobiecych umysłów, szowinistą, świnią, chamem, egoistą ;> I po trzecie - nie uogólniam =] Temat dotyczy każdwego z nas, nie tylko kobiet, więc... Nie poczujcie się jakoś mocno urażone, a jeśli da wam to jakąs satysfakcję, to następnym razem "pocisnę" facetów =]

A jeśli żadna z Was nie poczuła się w żaden sposób urażona, to tym lepiej. Wówczas zapraszam na wódkę tuż po lekturze :>

Wyobraźmy sobie sytuację - kobiecie spodobał się pewien facet którego mija każdego dnia wychodząc z pracy. Oczekuje ona na taką chwilę, w której chociaż raz będzie mogła spojrzeć w oczy tajemniczemu nieznajomemu. Przygotowując się na te moment potrafi spędzić przed lustrem wiele czasu, naprawdę cholernie wiele. Z jej punktu widzenia doprowadza swój image do perfekcji, zaś obiektywnie na to patrząc sam element nakładania makijażu na łeb prawdopodobnie ma więcej wspólnego z tynkarstwem niż czymkolwiek innym. Dla potwierdzenia teorii powiem, że pomagając kiedyś na budowie niejedna wykonywana tam czynność była kluczem wyobrażeń o kobiecie sterczącej przed kosmicznym lustrem, po kolana zasypana jakimiś podkładami, cementem w kolorze skóry, farbą i kto wie czy w przyszłości na zimę nie zaczną wykorzystywać styropianu, bo czego to się kurwa nie robi dla estetyki.
Kobieta tak wystrojona nie dba o nic poza wrażeniem jakie może na nim wywrzeć, a w jej głowie jest tylko ten który ją minie, ważne żeby spojrzał, a jeśli nie zwróci uwagi lub nie daj boże się nie zjawi, to pewnie na najbliższych pasach prawie potrąci ją samochód, nieco dalej uderzy głową w znak drogowy a na przystanku zostawi torbę z wypłatą.

Podświadomie pragnienia każdej kobiety są głęboko ukryte, a większość z tych szanujących się niewiast nie mówi o nich bo stereotyp, ogólnie przyjęte zasady i poziom który wypada utrzymać im na to zwyczajnie nie pozwalają. Wiadomo natomiast jedno, prawie każda kobieta podświadomie uwielbia flirt i nie ma znaczenia czy ma 1 czy 3 mężów, czy ma chłopaka, dziewczynę, lub jest zakonnicą, jedne kryją w sobie to pragnienie, inne wmawiają sobie że flirt to przecież nic takiego, a jeszcze inne wymagające od siebie szczerości powiedzą innym - lubię flirtować ale w związku nie pozwalam sobie na to. Sam kiedyś słyszałem od kogoś tego typu zdanie i skwintowałem to ironicznym uśmiechem. Zdania tego typu nadają się do tanich pisemek dla paralitycznych uczuciowo, bo przecież chuj z tym jak jest naprawdę - ważne żeby ładnie wyglądało - i w tym momencie wróciliśmy do tematu tapety na "ryju" :) No, ale co do tej kobiety...

Załóżmy że żyje i włóżmy ją z tą wielką zacementowaną głową do "kapsuły" i przenieśmy się w czasie, powiedzmy - 2 miesiące. Sytuacja ma się w sposób następujący - ona chcąc zwrócić jego uwagę podcięła sobie obcas i złamała go sobie tuż przed nim, wielce zdziwiona że przyjebała głową w krawężnik, bo przecież w każdej komedii romantycznej facet by ją złapał. To nieistotne, ważne że zwrócił na nią uwagę, zaczęli ze sobą rozmawiać... Ta starała się z dnia na dzień coraz bardziej, facet z biegiem czasu również się do niej przekonał i powiedzmy że po kilku tygodniach już ze sobą są. Jest pięknie, ona stroi się standardowo każdego dnia gdy się z nim widzi. Po jakimś czasie ma miejsce sytuacja, że koleżka zwyczajnie zabiera swoją dziewczynę do kina, restauracji czy w jakiekolwiek inne banalne miejsce. Przyjeżdża pod jej dom sporo przed czasem, chociaż ona o tym wie... wchodzi do jej "chałupy" i zastaje ją w rozciągniętym, blado brązowym golfie po babci, bez makijażu bez którego i tak wygląda o niebo lepiej (naturalnie), włosy w nieładzie, i ta zjawiskowa dama siedząc na naszej-klasie odwraca się i mówi: "Kochanie, dobrze że jesteś. Mamy mało czasu a ja taka nieogarnięta, a jeszcze muszę wydepilować nogi, pomożesz mi?". Jeśli trafił się jej w miarę przytomny facet, pomyśli chwilę i pewnie wyjdzie na papierosa bez słowa i zada sobie jedno ważne pytanie: "Kim teraz dla niej jestem?", a jeśli przypomni sobie sytuację gdy na oślep szła wyszprycowana jak po wyjściu ze spa żeby tylko go zobaczyć, pewnie będzie wiedział już wszystko i wówczas albo strzeli sobie w łeb, albo pójdzie się zresetować w gronie kumpli, albo znią pogada, albo na przykładzie pokarze jej jak sam się poczuł, ale o tym później.


Jeśli zaś facet będzie "innej natury", odpowie "Ależ oczywiście Kochanie", i wszystko będzie pięknie podejdzie, pocałuje, zrobi jej pieprzoną kawę na którą przecież nie miała wcześniej czasu.

Po jakimś czasie kobieta spogląda na zegarek i kalkuluje czas który pozostał do wyjścia, rzuca to wszystko na płaszczyznę zespoloną i liczy... po chwili zrywa się i trzęsąc się cała wyznaje, że ma mało czasu, chociaż pozostało już tylko nałożyć wiadomo co, i nie ważne, że do powiedzmy seansu w kinie zostało 3 godziny, mało tego - i tak się na niego spóźnią.
Więc, podsumowując to wszystko - zauważmy że dawniej punktem docelowym dla niej był boski facet, którego mijała wychodząc z pracy , na chwilę obecną z jej punktu widzenia ma tego faceta na wyłączność, czuje że po prostu go "ma", zapomina zaś o jednej istotnej sprawie, o tym że należy ciągle starać się o o drugą osobę, zaskakiwać ją, w związku musi wiać świeżością. Czy stał się dla niej mniej ważny? Mniej atrakcyjny? A może pozostało tylko przyzwyczajenie... Wydaje mi się że mamy tu do czynienia z przedmiotowym traktowaniem. To trochę tak jakbyśmy mieli w domu robota wyposażonego w sztuczną inteligencję ze sztabką złota w środku. Osobiście facet będący w takiej sytuacji mógłby się jeden raz nie umyć przez kilka dni, wysmarować się rybą, założyć rozciągnięty sweter dla ciętej riposty - po pradziadku :P, stare szelki, dresy i lakierki, wejść do domu i na pytanie: "Jak ty wyglądasz do cholery?" (które pojawi się raczej na pewno :) odpowiedzieć: "Chciałem żebyś poczuła się tak jak ja".
Dlaczego taka kobieta będzie się w pewnej fazie związku z nawet świetnym facetem stroiła tylko wtedy gdy będzie gdzieś wychodziła? Im więcej potencjalnych obserwatorów, tym więcej starań dołoży do tego aby wyglądać olśniewająco. "I nawet jeśli jedzie czy idzie lub pełza gdzieś z Tobą, nie ciesz się, ona nie koniecznie robi to dla Ciebie, a raczej nawet mało prawdopodobne". Co jest w głowie kobiety która idzie odpicowana przez miasto ze swoim facetem, trzymając go za rękę (poprzez pryzmat całej opisanej wyżej sytuacji rzecz jasna". Otóż ona musi czuć się atrakcyjna, i choćby jej facet udowadniał jej to sto razy dziennie, to najlepszym na to dowodem będzie porządliwe spojrzenie kilku facetów na mieście (to jak porównanie cukru do sacharyny) które ona wyłapie na bank, chociaż gdy on zapyta czemu się uśmiecha, ona zapewne odpowie coś w stylu: "Bo Cię Kocham",... Podświadomie ona czeka na takie spojrzenia, bo lubi uwodzić, lubi flirtować. Będzie zwracała uwagę na każdego spotkanego przystojnego faceta, i będzie zwracała uwagę jeśli on zwróci uwagę na nią rzecz jasna, to nic że często powtarza właśnie jemu że jest taki przystojny, może nawet wspominać sytuację w której miała dreszcze na plecach, gdy przechodziła obok niego jeszcze wtedy gdy go nie znała, gorzej jeśli po tej euforii i fascynacji z facetem który trzyma ją za łapę pozostało jej tylko wspomnienie. Drugi powód dla którego dba o swój wygląd tylko gdzieś wychodząc? Liczą się też kobiety... Przyjmijmy że nie jest "lesbian" ogółem obca kobieta będzie dla niej rywalką - po pierwsze będzie budowała poczucie własnej wartości, jeśli przechodząca obok laska pomyśli sobie - kurde, jak ona dobrze wygląda, i chociaż spojrzy na nią z dumą i pogardą to właśnie tak może pomyśleć. Kobieta to mistrzyni kamuflażu, na każdej jebanej płaszczyźnie... co widać chyba najbardziej dobitnie gdy patrzymy na ich piękne, aczkolwiek mało naturalne twarze - nie powinniśmy o tym zapominać.

Warto również zadać sobie pytanie, jak życie tejże pary będzie wyglądało za kilka lat?

 

Otóż zapewne standardowo, a tego już chyba nie muszę wyjaśniać.

Często zapominamy o tym jaką wartość ma dla nas druga osoba, nie staramy się dla niej, motywuje nas jedynie zaspokajanie swoich ukrytych pragnień, o których czasami boimy się mówić nawet szeptem. Jeśli przestaniemy się starać, chociaż na chwilę możemy tego później zwyczajnie żałować. Szkoda, że taki rachunek sumienia przychodzi wtedy gdy jest już zdecydowanie za późno... Często też na oślep szukamy winy w drugiej osobie, choć powinniśmy zacząć właśnie od siebie samych. To... coś jak kwiatek, który decydujesz się zasadzić. Od chwili w której wyrośnie stale będzie potrzebował wody.

 


Moda na Pantofle

Pantoflarz - Niejednokrotnie zastanawiałem się nad tym określeniem, nad tym jak wyglądają związki moich znajomych, moich kumpli, których zachowanie w pewnych sytuacjach utwierdza mnie w przekonaniu że taki osobnik mógłby podporządkować sobie każdą kobietę, bez żadnego pieprzonego wyjątku. Prawda jednak jest taka, że koleś, który pokazuje że potencjalna kobieta wykona każdy jego rozkaz i afiszuje się z tym, często w domu jest potulny jak baranek przy ważącej niespełna 34 kg szczupłej kobitce o nieśmiałej twarzy i flegmatycznych ruchach. To nie jest reguła, ale przykład.

Kobiety, które zdołały przejąć rolę "dominantki" w związku uważają się zazwyczaj za lepsze i inteligentniejsze od swojej kumpeli z sąsiedniego podwórka, która ostatnio pozwoliła swojemu facetowi wypić bezalkoholowe piwo. Jest wiele kobiet, które są zwyczajnie pewne, że faceta trzeba trzymać krótko, na dystans ciągle kontrolując jego ruchy, rozmawiając przez telefon nawet podczas gdy rano się odlewa, a w weekend dzwonić co 5 minut na domowy żeby wyznać mu miłość. Ktoś kiedyś w żarcie mi powiedział, że kobiety mają zamiast mózgu piłkę kauczukową, wydaje mi się że te, właśnie z rozumowaniem takim jak opisałem wyżej mogłyby śmiało potwierdzać teorię.

Zapomniałbym o jeszcze jednym urojeniu niewiast chorobliwie o swojego faceta zazdrosnych - żadnych kontaktów z kobietami, zero koleżanek, przyjaciółek. A spróbuj przy takiej spojrzeć na przechodzącą obok nawet ubraną w skafander kobietę, podejrzewam że mógłbyś mieć za chwilę przegryzioną tętnicę.

Pierwsza sprzeczność - każdego z nas wychowali rodzice, i żadna dewotka nie powinna ze swojego faceta robić własnego syna.

Druga kwestia - dlaczego facet często ulega kobietom dając się podporządkować a wręcz wychować?

Inteligentna kobieta nigdy nie będzie się starała "uwięzić" swojego ukochanego na początku związku czy znajomości, bo jeśli facet jest chociaż odrobinę inteligentny to po prostu na to nie pozwoli. Prawdopodobnie rozpocznie się to po woli. Zapewne po jakimś czasie znajomości kobieta która zamierza przejąć pałeczkę "teatralnej" dominantki spojrzy na faceta wzrokiem rudego kota ze "Szreka" i poprosi o podanie zeszytu do którego on ma 5 metrów dalej od niej, następnie - idź do sklepu, podaj to, podaj tamto, zrób to dla mnie, a argumentacja będzie prosta - bo tak bardzo Cię Kocham! A facet przecież zrobi wszystko, bo tak bardzo mocno go Kocha, i przecież on ją Kocha tak samo mocno, i chociaż po pewnym czasie zaczyna się męczyć, to robi wszystko co mu rozkaże i o co go poprosi. Oczywiście to wszystko może być przeplecione "miłością", bo przecież właśnie o to tutaj chodzi.

Facet (tymbardziej jeśli jest wrażliwy) często zwyczajnie poddaje się takiej "terapii wstrząsowej", a wtedy jest już raczej pozamiatane. Ty przyzwyczajasz się do niej, a ona do tego, że zrobisz praktycznie wszystko - tak.. to bardzo wygodne, ale nie prowadzi praktycznie do niczego dobrego. Kobiety postępują tak z różnych powodów - są zbyt pewne siebie, uważają się za lepsze i mądrzejsze, są po prostu tak wychowane, taka ich natura, są chorobliwie zazdrosne i właśnie - boją się, że ich facet je zdradzi. Śni im się to po nocach, wymiotują widząc jak facet patrzy na inną i płaczą mówiąc "TY mnie kiedyś zdradzisz", nawet jeśli ma porządnego faceta. A gdzie w takim razie zaufanie? "Hmmm, nooo.. oj bo facetowi nie wolno ufać". Otóż ja powiem krótko, facet który będzie pantoflarzem prędzej zdradzi swoją kobietę niż ten któremu kobieta ufa i daje pewną wolność, przestrzeń. Od kiedy ludzi zamyka się w "emocjonalnych klatkach"? Nigdy nie powinno się ingerować w pewną sferę życia drugiej osoby choćbyście nawet postanowili, że będziecie ze sobą do końca życia. Przecież zanim "poznałaś" swoje "ciacho", był normalnym facetem... Miał kolegów, znajomych, przyjaciela, czuł się wolny i to dawało mu szczęście. A dlaczego żadna kobieta nie pomyśli, że być może "dzięki" jej zachowaniu facet po prostu nie potrafi być szczęśliwy, a przy niej najzwyczajniej udaje, że jest mu dobrze, że tak bardzo się cieszy. Związek opiera się na zaufaniu? Tutaj w takim razie tego zaufania nie ma w ogóle.

Osobiście zawsze gardziłem kobietami o takiej naturze i wiem, że nigdy nie pozwolę na to, żeby jakakolwiek dewotka zrobiła ze mnie zwykłego chłopca co to tylko "Przynieś, podaj, pozamiataj". Każdy facet będący w stałym związku powinien zastanowić się nad tym kim tak naprawdę jest dla swojej drugiej połówki. Nie będę tutaj pisał jak być powinno, bo mi się nie chce, z resztą każdy powinien mieć tego świadomość.


Całe szczęście są jeszcze na świecie "prawdziwe" kobiety diametralnie różniące się od tych roztrzęsionych histeryczek szukających frajera, którego z powodzeniem owiną sobie wokół palca.