Tamta noc... Miała w sobie tą magię, którą odkrylismy podczas jednej z rozmów pod mokrym od deszczu drzewem, trzęsącym swoimi ramionami na widok ciągle zapalonego światła sterczącej kilka metrów dalej latarni. Sam długo po tym nie mogłem odnależć w sobie na tyle spokoju, aby móc zamknąć oczy i spokojnie zasnąć... Każde spotkanie z Tobą powoduje tak wiele emocji i dreszczów na całym ciele, że ciężko jest to opisać zwykłymi, prostymi słowami.
Z reguły... może nie powinna przeklinać, ale kiedy wyobrażę sobie ją jako kurtyzanę z przeszywającym wzrokiem, czerwonymi ustami, błyszczącymi od wilgoci jeżdżącego po nich, ruchliwego języka.... chciałbym żeby mówiła mi najbardziej wyszukane świństwa.
Chciałbym aby przy mnie zawsze była po prostu sobą, bo tak... chyba będzie najlepiej.
Nigdy nie staraj się przed niczym postrzymywać... Bo jeśli nie tutaj, to gdzie możesz puścić wodzę swojej wyobraźni na wolność. Jeśli nie na ucho, to gdzie?
Mówisz, że nie wiesz czym jest język, ale lubisz wyobrażać sobie jak Cię piecze. Tak się składa, że akurat uwielbiam pikantne, w każdym możliwym tego słowa znaczeniu, więc możesz być pewna, że nie mam mozliwości, aby to co mi powiesz, było zbyt ostre. Emocje trzeba umiejętnie dawkować, aby osiągnąć tą określoną przyjemność. A Ty akurat w dawkowaniu tych emocji jesteś dla mnie mistrzynią.
Szkoda, że nigdy nie możemy uciekać, trzymając się kurczowo za rękę w bardziej namacalny sposób. Chciałbym mieć Cię tak blisko i intensywnie, aby co chwilę zachłystywać się Twoją obecnością, drżącymi dłońmi, szklącymi się oczami... aby co jakiś czas brakowało mi powietrza. Chciałbym móc wiedzieć, że w każdej chwili możesz chwycić mnie za ramię, będąc w zielonym swetrzem bez spodni, bez zachamowań, w białej opasce w czarne nuty i klucze wiolinowe.
Jesteś jak zgrabna kreska kokainy, jak bałwan na pustyni, jak truskawki w grudniu. Ale, wiesz co jest najgorsze? Że Ty tego nie wiesz, możesz się tylko domyślać, nawet gdybym setki razy powtarzał Ci to każdego dnia.
Widok Twoich zarysowywujących się przez sukienkę smukłych, melodyjnych kształtów doprowadza mnie do stanu w którym czuję jakbym stracił na chwilę zmysł wzroku i węchu, bo dopiero po chwili czuję unoszący się w powietrzu zapach jakby... świeżo upieczonych ciastek z finezyjnie wyciętą cząstką banana w środku każdego z nich. Czuję cynamon i wanilię... I dopiero po chwili widzę że masz oczy w kolorze tęczy.
Z zamyślenia wyrwały mnie zbliżające się do mnie Twoje delikatne dłonie. Na lewym nadgarstu zapachniał tatuaż - czarny klucz wiolinowy. Uśmiechnęłaś się zalotnie jeszcze raz, i drżącymi powiekami wskazałaś wieszak, na którym powinienem powiesić kurtkę. Niebezpiecznie poklepałaś mnie po ramieniu mierząc mnie wzrokiem od góry do dołu. Uśmiech znikał Ci z twarzy tylko wtedy, gdy ktoś stojący obok mnie starał się odwrócić Twoją uwagę. Pragnąłem doprowadzić do sytuacji w której byłbym o krok od zdarcia z Ciebie tej pięknej, pachnącej sukienki. Lubię ryzykować, ale nie chciałem wtedy ryzykować aż tak wiele, tym bardziej, że nie byłem w stanie określić jak długo będę w stanie powstrzymać się od tego, aby zacząć dawać Ci do zrozumienia jak bardzo pragnę spijać z ust Twoje słowa, jak bardzo Kocham pieścić swoje uszy Twoim szeptem. To miało być zwykłe spotkanie i chociaż w ogóle nie potrafiłem skupić się na tym, na czym powinienem, chciałem tam być, dzielić się z Tobą ziarnami prażonego słonecznika, i tępo odwzajemniać uśmiechy Twoich albo swoich znajomych, których twarze rozmazywałyby się w tle pragnienia poczucia, że jesteś blisko do granic mozliwości. I chociaż ja czułem tą bliskośćm, najbardziej bałem się tego, że przestanę nad sobą panować, bo w powietrzu, na pajęczej sieci wisiała powiększająca się z każdą chwilą niewidoczna kurtyna porządania, a ja co chwilę spoglądałem w górę, czy aby nie spada na nas.
Siedzieliśmy na przeciwko siebie, przy wąskim, dębowym ale długim stole... Wyciagnąłem rękę do przodu, aby zatańczyć na krawędzi ryzyka, które określała w tym momencie tylko i wyłącznie nasza świadomość. Nie chciałem Cię dotknąć, ale chciałem mieć świadomość, żemoże się tak stać...
Jedną ręką jadłem kolejne, letnie już ciastko... Drugą zaś zapuszczałem się coraz głębiej, pod stół... W pewnej chwili wyciagnełaś do mnie dłoń i stało się to czego się bałem, ale o czym jednocześnie marzyłem od samego początku.
Pragnąłem dotyku...
Atłasowa skóra Twojego lewego nadgarstka przylgnęła do mojej dłoni, pod wpływam chwili kurczowo ją na nim zacisnąłem, i po chwili z trudem wyciągnąłem spod stołu patrząc na Twoje wielkie oczy i kropelkę soku pojawiającą się w kąciku Twoich ust, wyciśniętą z kurczowo i agresywnie potraktawanego w Twoich ustach owocu winogronu. Nie chcąc pokazać fascynacji zacząłem popijać emocje pomarańczowym sokiem.
Twój wzrok zatoczył koło wokół mojej głowy, po czym wystrzelił w stronę wsłuchującego się w ciche mlaskanie kogoś z gości, siedzącego na samym końcu stołu z potarganą, siwą grzywką i cygarem w ustach.
Tutaj był każdy.
Nikt o mnie nie pytał, bo z tego co zauważyłem, nie wszysycy ze sobą się znali. Tylko dziwnie na mnie patrzyli. Jedni się uśmiechali, inni uciekali wzrokiem, gdy sami czuli się nim obrzucani... A jeszcze inni patrzyli na mnie na tyle długo, że zdązyłem pomyśleć, że chcą mi o czymś powiedzieć.
Wziełaś w ręke lampkę wina i odruchowo wyciagnełaś ją w moją stronę, ale... nic więcej oprócz tego przeszywającego wzroku, błysku w oczach i ukrywaną radością w kolorze policzków i powiek. Usiadłaś po chwili, a ja znowu zaczałem pragnąć Twojego głosu.
Chciałem Cię zawstydzić a później wycałować każde drżące miejsce Twojego ciała.
W pewnym momencie zaczełaś bawić się jednym z kolczyków, który owijany wokół palca wystrzelił niczym z procy i wpadł pod stół.
- Przepraszam, kolczyk. - Mruknęłaś
Po czym wyszłaś ze swoją torebką pod stół i zaczęłas go szukać.
Po chwili złapałem uścisk na swojej dłoni..., byłem tak zafascynowany, ale przecież nie mogłem dac po sobie poznać, że cokolwiek dzieje się pod tym stołem.
Zaczęłaś przesuwać czymś po mojej dłoni po czym poczułem pocałunek na nadgarstku i delikatnie oddalające się od niej Twoje ciepło.
Wyciągnąłem rękę spod stołu i zobaczyłem napisane na niej czarną kredką do oczu...
"Posłuchaj mnie jeszcze raz, tak jak wcześniej".