Zanim zaczniesz to czytać, chciałbym Cię uświadomić, że powinnaś/eś potraktować tekst z lekkim przymrużeniem oka. Po drugie, nie ruszy mnie, gdy napiszesz, że jestem wielkim znawcą kobiecych umysłów, szowinistą, świnią, chamem, egoistą ;> I po trzecie - nie uogólniam =] Temat dotyczy każdwego z nas, nie tylko kobiet, więc... Nie poczujcie się jakoś mocno urażone, a jeśli da wam to jakąs satysfakcję, to następnym razem "pocisnę" facetów =]
A jeśli żadna z Was nie poczuła się w żaden sposób urażona, to tym lepiej. Wówczas zapraszam na wódkę tuż po lekturze :>
Wyobraźmy sobie sytuację - kobiecie spodobał się pewien facet którego mija każdego dnia wychodząc z pracy. Oczekuje ona na taką chwilę, w której chociaż raz będzie mogła spojrzeć w oczy tajemniczemu nieznajomemu. Przygotowując się na te moment potrafi spędzić przed lustrem wiele czasu, naprawdę cholernie wiele. Z jej punktu widzenia doprowadza swój image do perfekcji, zaś obiektywnie na to patrząc sam element nakładania makijażu na łeb prawdopodobnie ma więcej wspólnego z tynkarstwem niż czymkolwiek innym. Dla potwierdzenia teorii powiem, że pomagając kiedyś na budowie niejedna wykonywana tam czynność była kluczem wyobrażeń o kobiecie sterczącej przed kosmicznym lustrem, po kolana zasypana jakimiś podkładami, cementem w kolorze skóry, farbą i kto wie czy w przyszłości na zimę nie zaczną wykorzystywać styropianu, bo czego to się kurwa nie robi dla estetyki.
Kobieta tak wystrojona nie dba o nic poza wrażeniem jakie może na nim wywrzeć, a w jej głowie jest tylko ten który ją minie, ważne żeby spojrzał, a jeśli nie zwróci uwagi lub nie daj boże się nie zjawi, to pewnie na najbliższych pasach prawie potrąci ją samochód, nieco dalej uderzy głową w znak drogowy a na przystanku zostawi torbę z wypłatą.
Podświadomie pragnienia każdej kobiety są głęboko ukryte, a większość z tych szanujących się niewiast nie mówi o nich bo stereotyp, ogólnie przyjęte zasady i poziom który wypada utrzymać im na to zwyczajnie nie pozwalają. Wiadomo natomiast jedno, prawie każda kobieta podświadomie uwielbia flirt i nie ma znaczenia czy ma 1 czy 3 mężów, czy ma chłopaka, dziewczynę, lub jest zakonnicą, jedne kryją w sobie to pragnienie, inne wmawiają sobie że flirt to przecież nic takiego, a jeszcze inne wymagające od siebie szczerości powiedzą innym - lubię flirtować ale w związku nie pozwalam sobie na to. Sam kiedyś słyszałem od kogoś tego typu zdanie i skwintowałem to ironicznym uśmiechem. Zdania tego typu nadają się do tanich pisemek dla paralitycznych uczuciowo, bo przecież chuj z tym jak jest naprawdę - ważne żeby ładnie wyglądało - i w tym momencie wróciliśmy do tematu tapety na "ryju" No, ale co do tej kobiety...
Załóżmy że żyje i włóżmy ją z tą wielką zacementowaną głową do "kapsuły" i przenieśmy się w czasie, powiedzmy - 2 miesiące. Sytuacja ma się w sposób następujący - ona chcąc zwrócić jego uwagę podcięła sobie obcas i złamała go sobie tuż przed nim, wielce zdziwiona że przyjebała głową w krawężnik, bo przecież w każdej komedii romantycznej facet by ją złapał. To nieistotne, ważne że zwrócił na nią uwagę, zaczęli ze sobą rozmawiać... Ta starała się z dnia na dzień coraz bardziej, facet z biegiem czasu również się do niej przekonał i powiedzmy że po kilku tygodniach już ze sobą są. Jest pięknie, ona stroi się standardowo każdego dnia gdy się z nim widzi. Po jakimś czasie ma miejsce sytuacja, że koleżka zwyczajnie zabiera swoją dziewczynę do kina, restauracji czy w jakiekolwiek inne banalne miejsce. Przyjeżdża pod jej dom sporo przed czasem, chociaż ona o tym wie... wchodzi do jej "chałupy" i zastaje ją w rozciągniętym, blado brązowym golfie po babci, bez makijażu bez którego i tak wygląda o niebo lepiej (naturalnie), włosy w nieładzie, i ta zjawiskowa dama siedząc na naszej-klasie odwraca się i mówi: "Kochanie, dobrze że jesteś. Mamy mało czasu a ja taka nieogarnięta, a jeszcze muszę wydepilować nogi, pomożesz mi?". Jeśli trafił się jej w miarę przytomny facet, pomyśli chwilę i pewnie wyjdzie na papierosa bez słowa i zada sobie jedno ważne pytanie: "Kim teraz dla niej jestem?", a jeśli przypomni sobie sytuację gdy na oślep szła wyszprycowana jak po wyjściu ze spa żeby tylko go zobaczyć, pewnie będzie wiedział już wszystko i wówczas albo strzeli sobie w łeb, albo pójdzie się zresetować w gronie kumpli, albo znią pogada, albo na przykładzie pokarze jej jak sam się poczuł, ale o tym później.
Jeśli zaś facet będzie "innej natury", odpowie "Ależ oczywiście Kochanie", i wszystko będzie pięknie podejdzie, pocałuje, zrobi jej pieprzoną kawę na którą przecież nie miała wcześniej czasu.
Po jakimś czasie kobieta spogląda na zegarek i kalkuluje czas który pozostał do wyjścia, rzuca to wszystko na płaszczyznę zespoloną i liczy... po chwili zrywa się i trzęsąc się cała wyznaje, że ma mało czasu, chociaż pozostało już tylko nałożyć wiadomo co, i nie ważne, że do powiedzmy seansu w kinie zostało 3 godziny, mało tego - i tak się na niego spóźnią.
Więc, podsumowując to wszystko - zauważmy że dawniej punktem docelowym dla niej był boski facet, którego mijała wychodząc z pracy , na chwilę obecną z jej punktu widzenia ma tego faceta na wyłączność, czuje że po prostu go "ma", zapomina zaś o jednej istotnej sprawie, o tym że należy ciągle starać się o o drugą osobę, zaskakiwać ją, w związku musi wiać świeżością. Czy stał się dla niej mniej ważny? Mniej atrakcyjny? A może pozostało tylko przyzwyczajenie... Wydaje mi się że mamy tu do czynienia z przedmiotowym traktowaniem. To trochę tak jakbyśmy mieli w domu robota wyposażonego w sztuczną inteligencję ze sztabką złota w środku. Osobiście facet będący w takiej sytuacji mógłby się jeden raz nie umyć przez kilka dni, wysmarować się rybą, założyć rozciągnięty sweter dla ciętej riposty - po pradziadku , stare szelki, dresy i lakierki, wejść do domu i na pytanie: "Jak ty wyglądasz do cholery?" (które pojawi się raczej na pewno odpowiedzieć: "Chciałem żebyś poczuła się tak jak ja".
Dlaczego taka kobieta będzie się w pewnej fazie związku z nawet świetnym facetem stroiła tylko wtedy gdy będzie gdzieś wychodziła? Im więcej potencjalnych obserwatorów, tym więcej starań dołoży do tego aby wyglądać olśniewająco. "I nawet jeśli jedzie czy idzie lub pełza gdzieś z Tobą, nie ciesz się, ona nie koniecznie robi to dla Ciebie, a raczej nawet mało prawdopodobne". Co jest w głowie kobiety która idzie odpicowana przez miasto ze swoim facetem, trzymając go za rękę (poprzez pryzmat całej opisanej wyżej sytuacji rzecz jasna". Otóż ona musi czuć się atrakcyjna, i choćby jej facet udowadniał jej to sto razy dziennie, to najlepszym na to dowodem będzie porządliwe spojrzenie kilku facetów na mieście (to jak porównanie cukru do sacharyny) które ona wyłapie na bank, chociaż gdy on zapyta czemu się uśmiecha, ona zapewne odpowie coś w stylu: "Bo Cię Kocham",... Podświadomie ona czeka na takie spojrzenia, bo lubi uwodzić, lubi flirtować. Będzie zwracała uwagę na każdego spotkanego przystojnego faceta, i będzie zwracała uwagę jeśli on zwróci uwagę na nią rzecz jasna, to nic że często powtarza właśnie jemu że jest taki przystojny, może nawet wspominać sytuację w której miała dreszcze na plecach, gdy przechodziła obok niego jeszcze wtedy gdy go nie znała, gorzej jeśli po tej euforii i fascynacji z facetem który trzyma ją za łapę pozostało jej tylko wspomnienie. Drugi powód dla którego dba o swój wygląd tylko gdzieś wychodząc? Liczą się też kobiety... Przyjmijmy że nie jest "lesbian" ogółem obca kobieta będzie dla niej rywalką - po pierwsze będzie budowała poczucie własnej wartości, jeśli przechodząca obok laska pomyśli sobie - kurde, jak ona dobrze wygląda, i chociaż spojrzy na nią z dumą i pogardą to właśnie tak może pomyśleć. Kobieta to mistrzyni kamuflażu, na każdej jebanej płaszczyźnie... co widać chyba najbardziej dobitnie gdy patrzymy na ich piękne, aczkolwiek mało naturalne twarze - nie powinniśmy o tym zapominać.
Warto również zadać sobie pytanie, jak życie tejże pary będzie wyglądało za kilka lat?
Otóż zapewne standardowo, a tego już chyba nie muszę wyjaśniać.
Często zapominamy o tym jaką wartość ma dla nas druga osoba, nie staramy się dla niej, motywuje nas jedynie zaspokajanie swoich ukrytych pragnień, o których czasami boimy się mówić nawet szeptem. Jeśli przestaniemy się starać, chociaż na chwilę możemy tego później zwyczajnie żałować. Szkoda, że taki rachunek sumienia przychodzi wtedy gdy jest już zdecydowanie za późno... Często też na oślep szukamy winy w drugiej osobie, choć powinniśmy zacząć właśnie od siebie samych. To... coś jak kwiatek, który decydujesz się zasadzić. Od chwili w której wyrośnie stale będzie potrzebował wody.