Pewna legenda opowiada o ptaku,który śpiewa jedynie raz w życiu,piękniej niż jakiekolwiek stworzenie na Ziemi.Z chwilą gdy opuści rodzinne gniazdo,zaczyna szukać ciernistego drzewa i
nie spocznie,dopóki go nie znajdzie.A wtedy, wyśpiewując pośród okrutnych gałęzi,nadziewa się na najdłuższy,
najostrzejszy cierń.Konając wznosi się ponad swój ból,
żeby prześcignąć w radosnym trelu słowika i skowronka.
Jedyną najświetniejszą pieśnią,za cenę życia.Cały świat zamiera, aby go wysłuchać,uśmiecha się nawet Bóg w Niebie.
Bo to, co najlepsze, trzeba okupić ogromnym cierpieniem...
Przynajmniej tak głosi legenda.Ptak z cierniem w piersi wypełnia niezmienne prawo.Coś niezrozumiałego pcha go,by przebić się i zginąć śpiewając.W chwili,gdy cierń wchodzi w ciało,nie pojmuje jeszcze,że to śmierć.Śpiewa i śpiewa,aż zabraknie mu tchu.Lecz my, gdy wbijamy ciernie w nasze piersi, jesteśmy świadomi, a mimo wszystko robimy to... mimo wszystko.
The Thorn Birds(McCullough Colleen)