niekochany
muzyki szept znajomy
którego kres znajduję w samym sobie
lecz Twój szept zbudzi moje źrenice
trzymając za dłoń nadziei okruszki
wiarą podeprę każdy mój szczegół
jakiego nie miałaś okazji poznać
by życie starało się bardziej skłócić
każdego dnia naszych ust źrenice
a potem wstanę jako niewierny
poddany ciepłu Twej łzy
i idąc na przekór Twojej dobroci
wykonam wyrok miłości na skroni
znajomość serc jesieni kwituje zima przykrywając naszych ust kolory
(nie)uśmiechaj się do przeszłości
ustami czytając każdy fragmencik złapanego obrazu ...
w oczach przedłożyłbym oddech gorący
by tylko chwil najpiękniejsze klimaty z sidłami ramion połączyć
po skroniach ciszy spływające łzy krąg zatoczyły
wypełnione poliki rzeźbiąc jak mędrzec prawd popiersia
składając w nieładzie tarot westchnień Twoich włosów
raz jeszcze proszę Boga o uśmiech - choćby ze zdjęcia
rozkładam bliskości pawie ogony
jak niedowiarek korale różańca
w obliczu śmiechu szydzących za rogiem
wiary podnoszę jak rycerz tarczę - mimo porażki
znajdując ślady po Twoim dotyku w niepamięć puszczam złych chwil zwątpienie...
(nie) do zobaczenia
zawsze kiedy dotykam Twej twarzy
dlaczego serce pęka pod parasolem dni
w których nasze serca płonęły...
napełniam dłonie pokorą Twojego uśmiechu
podnosząc mocno zaciśnięte powieki
idąc na spotkanie przyspieszam kroku
do Twoich ramion Kochana...
Rujnuję pewnie Twój świat
sobą przesłaniając widoki
spotkanie jest niczym ptak
skrzydłami muskający obłoki...
Mróz naszej odległości jest tylko chwilą... wiosny naszych serc...
N(k)
Droga do Ciebie
Twego zapachu perfumy
w powietrzu hormonem szaleją
wyciągnąłem mocniej szyję
jakbym chciał Twych ust skosztować
powietrze wewnątrz nas wymienić
opierając łokcie o biurko
zacisnąłem palce zaplecione wspomnieniem
kiedy Twoja Twarz na przeciw mojej kwitnie
rozpędziło serce bicie
wiodąc ciepło na spotkanie
na które przybiegniesz - stęskniona
przeprowadź mnie jak niewidomego na drugi koniec - bliskości
znów idę
idę poprzez doliny niosąc życia plecak
moje serce płonie jak otwarta świeca
ksiąg wieczystych spowiedź rozpala me oczy
moich dłoni drżenie działa jak narkotyk
wszystko wokół blednie czuję już rozdarcie
potrzebuję Ciebie bo gdzieś ginie wsparcie
jeszcze jeden dotyk oczu Twych brązowych
w labiryncie chwili uścisk opuszczony
pomiędzy słowami rozpisuję szczęście
kiedy Ciebie nie ma wszystko wokół blednie
chociaż moja ścieżka nie ma drogowskazu
czekam tu na Ciebie.., dodaj jej wyrazu
bezdroża opustosz wypełnij je sobą
bo jesteś przekazem, mojej części mową
podbiegasz i mówisz... czekaj moje serce
ginie przerżnie chcę mieć Ciebie więcej
idąc dłońmi struci wybiegamy na przód
jesteśmy skałami broniącymi nagród
znużeni całością rozbawiamy szczęście
chcę mieć Ciebie ciągle chcę mieć Ciebie więcej
okrasą byłby uśmiech oczu... nadzieją przyszłe spotkanie