biszk0pcik

 
Afiliado: 10/07/2009
Może nie jestem idealna ,ale doskonale sobie z tym radze:))
Puntos199más
Próximo nivel: 
Puntos necesarios: 1
Último juego
Mahjong Gate

Mahjong Gate

Mahjong Gate
266 días hace

Jak to w supermarkecie;)))

Wielki, ogromny, wielopiętrowy supermarket, w którym kupicie wszystko. Szef przyjmuje do pracy nowego sprzedawcę, dając mu jeden dzień okresu próbnego żeby go przetestować.
Po zamknięciu wzywa szef nowego sprzedawcę do biura:
- No to ile dziś zrobił pan transakcji? - pyta sprzedawcę.
- Jedną, szefie.
- Co? Jedną?! Nasi sprzedawcy mają średnio od sześćdziesięciu do siedemdziesięciu transakcji w ciągu dnia! Co pan robił przez cały dzień? A właściwie to ile pan utargował?
- Trzysta osiemdziesiąt tysięcy dolarów.
Szefa zatkało.
- Trzy... sta osiem... dziesiąt tysięcy? Na Boga, co pan sprzedał?!
- No, na początku sprzedałem mały haczyk na ryby...
- Haczyk na ryby? Za trzysta osiemdziesiąt tysięcy?
- Potem przekonałem klienta żeby wziął jeszcze średni i duży haczyk. Następnie przekonałem go, że powinien wziąć jeszcze żyłkę. Sprzedałem mu trzy rodzaje: cienką, średnią i grubą. Wdaliśmy się w rozmowę. Spytałem gdzie będzie łowić. Powiedział, że na Missouri, dwadzieścia mil na północ. W związku z tym sprzedałem mu jeszcze porządną wiatrówkę, nieprzemakalne spodnie i rybackie gumowce, ponieważ tam mocno wieje. Przekonałem go, że na brzegu ryby nie biorą, no i tak poszliśmy wybrać łódź motorową. Spytałem go jakie ma auto i wydusiłem z niego, że dość małe aby odwieźć łódź, w związku z czym sprzedałem mu przyczepę.
- I wszystko to sprzedał pan człowiekowi, który przyszedł sobie kupić jeden, jedyny haczyk na ryby?!
- Nieee. On przyszedł z zamiarem kupienia podpasek dla swojej żony. Zaproponowałem mu, że skoro w weekend nici z seksu to może pojechałby przynajmniej na ryby...


Czasem lepiej nie wiedzieć...

Pewna para była małżeństwem od dwudziestu lat. Za każdym razem gdy się kochali, mąż domagał się zgaszenia światła. Tymczasem po tych 20 latach żona stwierdziła, że to nieco śmieszne. Umyśliła sobie, że złamie to jego dziwne przyzwyczajenie. Tak więc pewnej nocy, gdy byli w trakcie dzikiej, pełnej rozkoszy, romantycznej sesji, ona nagle zapaliła światło.

Patrzy w dół i widzi, że mąż trzyma napędzany bateriami... wibrator!
Miękki, cudowny i większy niż prawdziwy... Kompletnie wytrącona z równowagi zaczęła na niego wrzeszczeć:
- Ty dupku! Ty impotencie!!! Jak mogłeś okłamywać mnie przez te wszystkie lata! Lepiej się wytłumacz!!!
Mąż spojrzał prosto w jej oczy i spokojnie powiedział:
- Wytłumaczę Ci skąd ten wibrator... ale ty najpierw wytłumacz skąd mamy dzieci...

:D:D:D

Malzenstwo bylo na wakacjach w Pakistanie. Zwiedzali wlasnie targ, aby znalezc kilka pamiatek, które mogliby wreczyc znajomym. Az zaszli w dziwna uliczke, gdzie byl tylko jeden maly sklepik z sandalami. Juz, juz mieli zawrócic, gdy ze sklepu dobiegl ich glos:
- Hej wy! Zagraniczni! Chodzcie, chodzcie! Wejdzcie do mojego sklepiku!

Wiec para zgodzila sie i weszli do srodka. Tam w uklonach przywital ich maly czlowieczek i powiedzial:
- Mam dla was specjalne sandaly, które moga was zainteresowac. One maja magiczna moc. Sprawiaja, ze jestes tak dziki w lózku jak spragniony wielblad na pustyni!
Zona od razu chciala je kupic, ale maz zrobil sie bardzo sceptyczny. Uwazal, ze nie potrzebuje takich sandalów, a po za tym nie wierzyl w ich moc. Wiec zapytal sklepikarza:
- Jak to mozliwe, ze sandaly moga miec az tak wielka moc?
- Po prostu je przymierz, Saiheeb. Sandaly Ci to udowodnia. - odpowiedzial sklepikarz.
Maz oczywiscie nie chcial ich przymierzac, ale po wielu naleganiach zony zgodzil sie. Jak tylko wsunal swoje stopy w sandaly od razu poczul silne podniecenie. W oczach pojawil mu sie blysk pozadania i poczul cos czego nie czul od lat - wielka i brutalna potege sexu. W mgnieniu oka maz zlapal sklepikarza, brutalnie zmusil go do sklonu, oparl o stolik, sciagnal mu spodnie i zaczal sobie na nim uzywac.
Na co sklepikarz zaczal krzyczec tak przerazliwie jak jeszcze nikt nigdy nie krzyczal:
- STÓJ ! STÓJ ! .... ZALOZYLES LEWY NA PRAWY!.....


Krótko, ale treściwie....

Idzie facet przez las i widzi zziębniętą sierotkę. Pyta:
- Zimno ci?
- Tak.
- A może głodna jesteś?
- No tak.
- To może chcesz na pączka?
- A jak to jest na pączka?

:D:D:D

Jedzie słoń na rowerze za nim mrówka na motorku. Nagle mrówka wpada na słonia i powoduje wypadek:
- Mrówko, czemu mnie nie ominęłaś? - pyta słoń.
- Chciałam, ale bałam się, że zabraknie mi benzyny...

:D:D:D:D

Pracownik firmy drogowej malował pasy na drodze: 1 dzień pomalował 5 km. 2 dzień pomalował 1 km. 3 dzień tylko 10 metrów; szef wział go na dywanik i pyta: - dlaczego co dzień coraz mniej ? - PRZECIEŻ DO WIADERKA MAM CORAZ DALEJ - odpowiada.

:D:D:D

Spotkały się dwie blondynki: - Jak ty to robisz Zosiu, że zawsze jesteś w świetnym humorze? - To bardzo proste. Co jakiś czas wchodzę do budki telefonicznej, podnoszę słuchawkę i pytam się kto jest najpiękniejszą i najmądrzejszą blondynką. - No i co? - A wtedy telefon mi odpowiada: ti, ti, ti, ti, ti,...

:D:D:D

Wraca nawalona wrona z imprezy. Leci i kracze:-Krrra, Krrra. Nagle (było już ciemnawo) walnęła w drzewo. Spadła. Po chwili podnosi się, otrzepuje z kurzu i próbuje:-Hau, miau-cholera jak to było?

:D:D:D

Siedzi zajączek i coś pisze. Podchodzi wilk: - Zajączku, co piszesz? - Doktorat o wyższości zajączków nad wilkami! - Ja ci zaraz! I za zającem w krzaki. Zakotłowało się i wychodzi potargany wilk. Za nim niedźwiedź: - Trzeba się było zapytać, kto jest promotorem!

:D:D:D

Zima. Pod drzewem stoi chłopiec, otworzył usta i łapie śnieg na język. Nad nim, na drzewie siedzą gołębie i rozmawiają: -Czy myślisz o tym samym, co ja?

:D:D:D

- Babciu, kto to jest kochanek? - Rany boskie! Krzyczy babcia biegnąc otworzyć szafę...


Historyjka z morałem...

Pewien bezrobotny starał się o stanowisko sprzątacza w Microsofcie.
Dyrektor personalny przyjmuje go i każe zaliczyć test na zamiatanie podłogi,
po czym stwierdza: jesteś przyjęty, daj mi twój e-mail, wyślę Ci formularz
do wypełnienia oraz datę i godzinę, na którą masz się stawić w pracy.
Zrozpaczony człowiek odpowiada:
- Nie mam komputera, ani tym bardziej e-maila...
Wtedy personalny mówi mu, że jest mu przykro, ale ponieważ nie ma e-maila,
więc wirtualnie nie istnieje, a ponieważ nie istnieje, więc nie może dostać
tej pracy. Człowiek wychodzi przybity; w kieszeni ma tylko 10 dolarów i nie
wie, co ma zrobić... Przechodzi koło supermarketu. Postanawia kupić
dziesięciokilową skrzynkę pomidorów.
Potem chodząc od drzwi do drzwi sprzedaje cały towar po kilogramie i w ciągu
dwóch godzin podwaja swój kapitał. Powtarza te transakcje jeszcze trzy razy
i wraca do domu z 60 dolarami w kieszeni. Uświadamia sobie, że w ten sposób
może z powodzeniem przeżyć.
Wychodzi z domu coraz wcześniej, wraca coraz później i tak każdego dnia
pomnaża swój kapitał.
Wkrótce kupuje wóz, później ciężarówkę, a po jakimś czasie ma już całą
kolumnę samochodów dostawczych. Po pięciu latach mężczyzna jest właścicielem
jednej z największych sieci dystrybucyjnych w Stanach. Postanawia
zabezpieczyć przyszłość swojej rodziny i wykupuje polisę ubezpieczeniową.
Wzywa agenta ubezpieczeniowego, wybiera polisę i wtedy agent prosi go o
adres e-mail, aby mógł wysłać  mu propozycje kontraktu.Mężczyzna mówi mu
wtedy, że nie ma e-maila.
- Ciekawe - mówi agent - nie ma pan e-maila, a zbudował pan
to imperium? Niech pan sobie wyobrazi, czego dokonałby, gdyby go pan miał!
Mężczyzna zamyślił się i odpowiada:
- Zamiatałbym w Microsofcie.

Morał nr 1 tej historii:
- Internet nie jest rozwiązaniem dla problemów twojego życia.

Morał nr 2 tej historii:
- Nawet, jeśli nie masz e-maila, a pracujesz wytrwale, możesz zostać
milionerem.

Morał nr 3 tej historii:
- Jeśli dostałeś tę historię przez e-maila, to znaczy, że jesteś bliżej
sprzątacza, niż milionera...


Z życia wzięte:)))

"Do dziś pamiętam mój "pierwszy raz" z kondomem, miałem 16 lat albo coś około. Poszedłem do sklepu kupić paczkę prezerwatyw. Za ladą stała przepiękna kobieta, która najprawdopodobniej wiedziała, że nie mam doświadczenia w "tych" kwestiach. Podała mi paczkę i zapytała, czy wiem, jak tego używać. Szczerze odparłem: nie. Tak więc otworzyła paczkę, wyjęła jednego i rozwinęła na kciuku, po czym poleciła sprawdzić, czy jest na miejscu i czy mocno się trzyma. Najprawdopodobniej musiałem wyglądać na osobę, która nie do końca zrozumiała to, co powiedziała, więc rozejrzała się po sklepie, podeszła do drzwi i zamknęła je. Chwyciła mnie za rękę i wciągnęła na zaplecze, gdzie zdjęła z siebie bluzkę. Po chwili zdjęła też stanik. Spojrzała na mnie I zapytała: Czy to cię podnieca? No cóż, byłem tak zaskoczony tym wszystkim, że tylko kiwnąłem głową. Wtedy powiedziała, że czas nałożyć prezerwatywę. Kiedy ją nakładałem, ona zrzuciła spódniczkę, zdjęła majteczki i położyła się na stole. No dawaj, powiedziała, nie mamy zbyt wiele czasu. Tak więc położyłem się na niej. To było cudowne, szkoda, że nie wytrzymałem zbyt długo. PUF, i było po sprawie. Spojrzała się na mnie przerażona: "jesteś pewien, że nałożyłeś prezerwatywę?" Odpowiedziałem tylko "no pewnie", i podniosłem kciuk, by jej pokazać."

Dlaczego zwolnilem moja sekretarke.

Dwa tygodnie temu byly moje czterdzieste urodziny, ale
jakby nikt tego nie zauwazyl. Miałem nadzieje, ze rano przy sniadaniu zona zlozy mi zyczenia, moze nawet bedzie miala jakis prezent ... Nie powiedziala nawet "Czesc kochanie" nie mowiac juz o zyczeniach. Myslalem, ze chociaz dzieci beda pamietaly - ale zjadly sniadanie nie odzywajac sie ani slowem. Kiedy wyjechałem do pracy czulem sie samotny i niedowartosciowany. Jak tylko wszedlem do biura sekretarka zlozyla mi zyczenia urodzinowe i od razu poczulem sie duzo lepiej - ktos pamietal. Pracowanem do drugiej. Okolo drugiej sekretarka weszla i powiedziala:
- Dzisiaj jest taki piekny dzien, w dodatku sa pana urodziny, moze zjemy gdzies razem obiad?
Zgodzilem sie - to byla najmilsza rzecz jaka od rana uslyszalem.
Poszlismy do cudownej restauracji, zjedlismy obiad w przyjemnej
atmosferze i wypilismy po lampce wina. W drodze powrotnej do biura sekretarka powiedziala:
- Dzisiaj jest taki piekny dzien. Czy musimy wracac do biura?
- Wlasciwie to nie - stwierdzilem.
- No to chodzmy do mnie.
U niej wypilismy jeszcze po lampce koniaku, porozmawialismy chwile, a ona zaproponowana:
- Czy nie masz nic przeciwko temu, jesli pojde do sypialni sie przebrac w cos wygodniejszego?
- Jasne - zgodzilem sie bez wahania.
Poszla do sypialni, a po kilku minutach wyszla ...
... niosac tort urodzinowy, razem z moja zona i dziecmi. Wszyscy spiewali "Sto lat" ...
... a ja siedzianem na kanapie ...
... w samych skarpetkach ...